poniedziałek, 24 maja 2010

Pielgrzymka do św. Urbana

-
Do "Urbanka" w Zielone Świątki chodzimy z pielgrzymką już od kilku lat.
Początkowo pielgrzymów było sporo, ale i pogoda też była lepsza. Z biegiem czasu albo co poniektórzy "zaliczyli" tę pielgrzymkę i im wystarczyło, albo też pogoda nie sprzyjała, i tym samym liczba pielgrzymów do iwkowskiej pustelni z roku na rok maleje.

W tym roku majowa aura od dłuższego czasu była niespokojna. Właściwie nie było dnia bez deszczu, nie dziwi zatem niechęć do wychodzenia z domu na pół dnia, na dodatek do lasu.

Zatem 24 maja na godzinę 13.oo przed kościołem parafialnym stawiło się czworo parafian - dwójka z Lipnicy Górnej i dwójka z Murowanej. Niestety, ksiądz proboszcz mimo że obiecywał sobie pójść wraz z pielgrzymami, z racji pilnego zebrania przeciwpowodziowego, zmuszony był pozostać w Lipnicy.
Wobec takiego stanu rzeczy, kilkanaście minut później z błogosławieństwem naszego pasterza, wyruszyliśmy w kierunku zielonego boru, obierając kierunek ESE, czyli nawigując na południowy wschód z napędem ustawionym na 3/4 naprzód.
Pod dworem Ledóchowskich dołączyły jeszcze dwie osoby z Lipnicy Dolnej, zatem w sile sześciu dusz zamknęliśmy ostatecznie parafialną delegację pielgrzymkową. :)

Jako że większość z naszej grupy nie miała okazji brać udziału w niedawnym poświęceniu Krzyża Powstańców w dniu trzeciego maja (http://lipnicamurowana.blogspot.com/2010/05/poswiecenie-krzyza-powstancow.html), przeto tą samą trasą co na tamtą uroczystość, udaliśmy się w drogę.
Pogoda mimo pewnych obaw dopisywała. Słońce napełniało okolicę i las pełnią barw, było wystarczająco ciepło choć nieco parno, ale miły chłodek w lesie poprawił lokalny mikroklimat.
Drogi były dość mokre, było trochę kałuż, ale można było suchą stopą przejść całą trasę.
Gdy doszliśmy do Potoku Piekarskiego (zwanego również Winiarskim), okazało się że kładka po której jeszcze trzy tygodnie temu pokonywaliśmy wartki nurt potoku, w czasie niedawnej powodzi, zniknęła bez śladu. Na szczęście stan wód się ustabilizował na poziomie sprzed wzmożonych opadów i przy pomocy kilku większych kamieni udało się pokonać wody potoku.
Po następnych kilkudziesięciu minutach doszliśmy do płyty pamięci AK, a stamtąd już niedaleko było do Krzyża Powstańców Styczniowych.
Na miejscu okazało się że czas zaczyna nas gonić, zatem po krótkim odpoczynku i modlitwie, ruszyliśmy w dalszą drogę, tym razem nastawiając tempo na "cała naprzód".
Byliśmy bowiem przekonani, że nabożeństwo u Urbana ma się zacząć o godzinie 15.oo, tak więc już nie zwlekaliśmy, tym bardziej, że od Krzyża poruszaliśmy się wzdłuż szlaku, który prowadzi samym grzbietem. Tym samym nie było niemal podejść, a samą Szpilówkę trawersowaliśmy północnym stokiem, skracając nieco drogę.

Pod kapliczkę doszliśmy już po 15-tej, jednak okazało się że Iwkowianie istotnie spotykają się o 15.oo, ale w swoim kościele, przez co do Urbana dotarli na 16.oo.
Przyszli i przyciągnęli z sobą ...deszcz! Był tak nagły, że jak zaczęły spadać pierwsze krople, to zanim sięgnąłem do plecaka po kurtkę i zanim ją założyłem, zdążyłem już nieźle zmoknąć. Deszczyk na szczęście był ciepły i krótki. Po dwudziestu minutach definitywnie ustał, a i nabożeństwo skończyło się wraz z tym majowym deszczykiem. Ksiądz proboszcz z Iwkowej dziękując wiernym za przybycie, podziękował także szczególnie naszej lipnickiej szóstce, wyrażając przy tym rozczarowanie z absencji naszego proboszcza, ale po powzięciu informacji o obowiązkach przeciwpowodziowych, poprosił o pozdrowienie naszego lipnickiego pasterza, co niniejszym za pośrednictwem tegoż blogu czynię.

Kwadrans przed piątą po serdecznym pożegnaniu z naszymi sąsiadami z Iwkowej, ruszyliśmy w drogę powrotną. Ster nastawiliśmy na Szpilówkę, jako że czasu mieliśmy pod dostatkiem, a i tempo ustawiliśmy na 1/2 naprzód ;)
Szpilówka to najwyższa góra na pograniczu Lipnicy z Iwkową i liczy 515 metrów n.p.m.
Będąc na szczycie wspomnieliśmy żołnierzy radzieckich, stacjonujących tamże w czasie inwazji na Czechosłowację w 1968 roku. Do dnia dzisiejszego, kilka metrów poniżej szczytu widnieją pozostałości sztabowej ziemianki. Niegdyś stała tam także i wieża triangulacyjna, zwana potocznie "obserwatorem", służąca do pomiarów kartograficznych kraju. Zawaliła się ona w latach osiemdziesiątych, podobnie jak i okoliczne tego typu konstrukcje.
Od Szpilówki kurs przyjęliśmy już do Lipnicy. Obraliśmy drogę nieco krótszą, prowadzącą po kilkunastu minutach skrajem lasu, a przez to bardziej widokową.
Dokładnie godzinę później zaliczając jeszcze kilkuminutowy deszczyk na wysokości Duchowej Góry, dotarliśmy do kapliczki za dworem, gdzie dziękując za szczęśliwe przebycie pielgrzymkowej trasy, zaczęliśmy się rozchodzić do swoich domów.

Nasza pielgrzymka miała tym razem kilka wymiarów.
Religijny - w rzeczy samej, gdyż pielgrzymowaliśmy do pustelni świętego Urbana, gdzie odbyło się nabożeństwo.
Tradycyjny - pielgrzymkę odbywamy corocznie, choć w ubiegłym roku ...jednoosobowo! - (http://lipnicamurowana.blogspot.com/2009/06/pielgrzymka-do-urbanka.html)
Patriotyczny - odwiedziliśmy płytę pamięci żołnierzy AK oraz Krzyż Powstańców Styczniowych.
Krajoznawczy - zdobyliśmy szczyt Szpilówki i przeszliśmy trasę szlakiem turystycznym.
Towarzyski - zacieśniliśmy przyjaźnie lokalne.
Sąsiedzki - odwiedziliśmy okolicę Iwkowej i jej mieszkańców, którzy są "za górami, za lasami..." ;).
Ekologiczny - trasę zaliczyliśmy pieszo, nie zanieczyszczając w żaden sposób środowiska.
Zdrowotny - aromatyczne leśne powietrze i "zgubione" kalorie dzięki całkiem konkretnemu, choć nie forsownemu wysiłkowi, to duży plus dla naszego zdrowia.
Estetyczny - obcowanie z przyrodą w stali 1:1 to niewątpliwa przyjemność. Sam śpiew ptaków był wprost urzekający!
Optymistyczny - wróciliśmy! :)))

Co by nie mówić - wraz z pogodą daliśmy radę i warto było! Przelotny deszczyk bardziej nas pobłogosławił niż zmoczył, a większe ulewy czy burze na szczęście nas nie dopadły.

A jak było, najlepiej zobaczyć na zdjęciach, a w przyszłym roku - na własne oczy!
Zapraszam!
-

-