niedziela, 7 lutego 2010

Na Szpilówkę...

-
W ubiegłym tygodniu była piękna zimowa pogoda. Słońce na lekko zachmurzonym niebie, niewielki mróz, brak wiatru. Nic, tylko wybrać się gdzieś z domu.
Założyłem śniegowce, zapakowałem plecak, zabrałem nieodłączny aparat fotograficzny i poszedłem znaczyć swój ślad na śniegu.
W zimie widać więcej, bo drzewa bez liści nie przesłaniają widoku. Jeśli do tego doda się piękną słoneczną pogodę, to plener fotograficzny musi być udany.
Swoim szlakiem który wielokrotnie przemierzałem, wybrałem kurs na najwyższe wzniesienie w okolicy - Szpilówkę.
Po drodze nie było łatwo, a miejscami nawet dość trudno. W niektórych miejscach śnieg sięgał powyżej kolan, ale generalnie był do połowy łydki. Spowalniało to marsz, bo trzeba było wyżej niż zwykle podnosić nogi, ale czego się nie robi dla przyjemności. Zresztą było to niczym wobec trasy jaką kilka lat temu zaliczyłem z kolegami w Bieszczadach, gdzie warunki były ekstremalne.
Tym razem bardziej fotografowanie mnie spowalniało. W wyższych partiach chociaż śniegu nie było wiele więcej, to na północnych stokach leżał czapami na drzewach, tworząc malowniczy widok białego lasu.
Po drodze gęste cienie układały się zebrą na śniegu, dając ciekawe kontrasty.
W taką pogodę trzeba zaopatrzyć się w dobre okulary przeciwsłoneczne, bo światło słoneczne odbite od pokrywy śnieżnej może po dłuższym czasie mocno podrażnić oczy.
Na Szpilówce biało i cicho. Odgrzebałem znak geodezyjny i ruszyłem w powrotną drogę.
Zapewne niebawem znów las mnie zawoła...
-

-